About: dbkwik:resource/vP97b2U-P2T4VUyQvmvPJA==   Sponge Permalink

An Entity of Type : owl:Thing, within Data Space : dbkwik.org associated with source dataset(s)

AttributesValues
rdfs:label
  • Ordynat Michorowski/52
rdfs:comment
  • Starzec trząsł się konwulsyjnie. Suche ręce oderwał od fotelowego oparcia i drżące wyciągnął do Waldemara. – Co będzie... Co będzie, na Boga?! Ordynat utkwił w nim spokojne oczy. – Ze mną, dziadziu, czy z ordynacją?... – Ach! - krzyknął pan Maciej. Rozwarte jego palce skuliły się, ramiona opadły. – Ten twój wieczny spokój! Ta ironia!... - wołał z drażliwym smutkiem. Waldemar wziął go za rękę i przemówił łagodnie. Jakieś wesele drgało w jego głosie. – Nie, dziadziu, to nie ironia, to tylko odróżnienie pytań. Bo widzisz: ja pozostanę już i nadal, tak jak dziś, bez zmiany. Mówiąc to, zadzwonił.
dcterms:subject
Tytuł
dbkwik:resource/JvmuHjXQYc_EMmq-yMXeWg==
dbkwik:resource/WglBShsp9V9mYtToH6YeZw==
  • LII
dbkwik:resource/X7l0opWu667RHDeQudG4LA==
dbkwik:wiersze/pro...iPageUsesTemplate
Autor
  • Helena Mniszkówna
abstract
  • Starzec trząsł się konwulsyjnie. Suche ręce oderwał od fotelowego oparcia i drżące wyciągnął do Waldemara. – Co będzie... Co będzie, na Boga?! Ordynat utkwił w nim spokojne oczy. – Ze mną, dziadziu, czy z ordynacją?... – Ach! - krzyknął pan Maciej. Rozwarte jego palce skuliły się, ramiona opadły. – Ten twój wieczny spokój! Ta ironia!... - wołał z drażliwym smutkiem. Waldemar wziął go za rękę i przemówił łagodnie. Jakieś wesele drgało w jego głosie. – Nie, dziadziu, to nie ironia, to tylko odróżnienie pytań. Bo widzisz: ja pozostanę już i nadal, tak jak dziś, bez zmiany. Mówiąc to, zadzwonił. – Proś młodego pana - rzekł do kamerdynera. Starzec patrzył na niego nieprzytomnie, z obwisłą dolną wargą. Wszedł Bohdan. – Wzywałeś mnie, wuju?... Waldemar serdecznie spojrzał w poważną twarz kuzyna, wziął go za rękę i przyciągnął ku sobie: – Zwrócił się do starca. – Oto jest mój następca, przyszły ordynat Michorowski na Głębowiczach, obecny właściciel dóbr Biało-Czerkaskich. O ordynację, dziadziu, bądźmy więc spokojni. W wielkiej ciszy, jaka zapadła po tych słowach niespodziewanych, rozległ się okrzyk Bohdana: – Wuju?!... Waldemar uścisnął młodzieńca i rzekł z uśmiechem dziwnie promiennym: – No, chłopcze, nie miejże miny tak zdumionej. Do Biało-Czerkas pojedziesz nie jako administrator, ale jako właściciel. Biało-Czerkasy będą szkołą dla ciebie; dopiero tu rozpocznie się twa praca prawdziwa. Bodzio przypadł do ramienia ordynata, ucałował je z uczuciem, z wybuchem szału. Tchnął uczuciem szczęścia i porywem młodości. Tego, co nań spadło, nie przewidywał w naśmielszych swych rojeniach. Niespodzianka była zupełna i olbrzymia. Ordynat odsunął go lekko od siebie, przyjrzał się jego twarzy rozjaśnionej. – Bodziu, co tobie?! – Drogi wuju! Twoja hojność jest bardzo cennym dopełnieniem mego szczęścia... innego, o którym jeszcze nie wiesz. Jestem narzeczonym Luci Elzonowskiej - rzekł młody człowiek, z oczyma błyszczącymi radością. Wrażenie było ogromne, na razie nieoczekiwane. Pan Maciej powstał ciężko z fotela i drżący oparł dłonie o poręcz rzeźbioną. Oczy skierował na Bohdana, oczy starcze, może już ostatni raz do głębi wzruszone. Waldemar nie zdziwił się samym faktem, ile jego nagłością. Uczuł wielki ciężar na duszy kruszący się w pył. Wyrzuty, które czynił sobie co do Luci, miały więc umilknąć na zawsze. Był już o nią spokojny. Uścisnąwszy młodzieńca rzekł serdecznie: – Wierzę w szczęście wasze, które was szukało i na któreście zasłużyli. Ufam tobie, chłopcze, przekonałem się, że potrafisz chcieć. Czego pragniesz, zawsze to zdobędziesz. Przeciwności zwyciężasz. Pozostań takim i nadal. Gdy pan Maciej całował czoło Bohdana powierzając mu wnuczkę, Waldemar rzekł z zapałem. – Przyznaj, dziadziu, że mam następcę, godnego rodu Michorowskich. W dniu zaręczyn młodej pary zamek głębowicki, głuchy i jakby ciemniejszy od zgonu narzeczonej Waldemara, zajaśniał dawnym przepychem i życiem. Wielka chorągiew na baszcie rozwinęła swe błękitne skrzydło. Igrał z nim wiatr majowy, pieściło słońce. Bohdan szczupłemu gronu zebranej rodziny, sąsiadom, administracji i tłumowi służby miejscowej, przedstawiony został jako przyszły ordynat głębowicki. Ponieważ był ogólnie lubiany, więc świadomość przyjęto serdecznie, chociaż ze zdumieniem. Ale na Waldemara spoglądano smutnie. On zaś po dniu skończonym, przy zorzach wieczornych, myśli swe tęskne z promiennej przeszłości, w której się nurzały, skierował na przyszłość. Pozostała mu już tylko akcja czynów społecznych, z jej hasłem pójdzie dalej, ona mu będzie wskazówką przewodnią bytu. Ordynat stojąc na marmurowych schodach przystani, patrzył na szumiącą rzekę, przetkaną zachodem słońca, patrzył na skłon nieba i na świetlne korony drzew zwierzyńca, patrzył i myślą łowił minione Ikarie swej szczęśliwości. Radość miał w duszy, że oto najdroższych obrazów swego życia nie zatarł, że utopia urocza, ideału pełna, pozostanie z nim na zawsze. Zaślubił ją mocą uczuć swych i wiernym jej pozostanie, stopi się z nią, zjednoczy nierozdzielnie. Źrenice ordynata uchwyciły na obłokach cudną wizję spływającą ku niemu. Wiotka, śliczna, sunęła niby ptak mistyczny, w przelocie muskając wierchy drzew, że pod dotknięciem jej stóp szemrały śpiewnie. Sfrunęła na białą pianę wód i szła cicho, urokiem natchniona, zda się anielska. Niosła do duszy ukochanego miłość nieskończoną, niezmierne otchłanie tęsknot i marzący szept wdzięczności, i ukojenie, i otuchę na pracę życia. Niosła mu wszystkie skarby, które on czcił i w sercu swym ukrywał, które wielbił stale i pieścił wyobraźnią wzmocnionego uczuciem ducha. Szła po fali rozświetlonej - jego wieszczka, bóstwo uświęcone w jego jestestwie, ta jedyna, jasna postać, która odleciała od niego... by trwać wiecznie. Duch jego był tam, z nią, i teraz gdy ona idzie po szeleszczących wodach, jest jakby odbiciem wnętrza jego ducha. Serce, nerwy witały ją jak swoją mieszkankę stałą, jak dziecko najdroższe, wzrok pochłaniał ją z uszczęśliwieniem, z religijną czcią. Już jest blisko. Waldemar czuje ją przy sobie; jakiś delikatny wiew słów, nieziemski pocałunek, jej tchnienie. Usta ordynata szepcą z zachwytem: – Ty... moja!... Patrzy na nią w ekstazie bezpamiętnej, złocony ogniskami zorzy.
is dbkwik:resource/X7l0opWu667RHDeQudG4LA== of
Alternative Linked Data Views: ODE     Raw Data in: CXML | CSV | RDF ( N-Triples N3/Turtle JSON XML ) | OData ( Atom JSON ) | Microdata ( JSON HTML) | JSON-LD    About   
This material is Open Knowledge   W3C Semantic Web Technology [RDF Data] Valid XHTML + RDFa
OpenLink Virtuoso version 07.20.3217, on Linux (x86_64-pc-linux-gnu), Standard Edition
Data on this page belongs to its respective rights holders.
Virtuoso Faceted Browser Copyright © 2009-2012 OpenLink Software