abstract
| - Tak się zaczyna moja historia w której pada na ryj teoria. Pada na ryj całą praktyka. Tu nie skutkuje żadna taktyka. Spodziewając się prędzej wilkołaka lub choć jakiegoś kurzokłaka zostałem brutalnie zaatakowany przez oddział dość zmutowany. Banda Kurczaków Zagłady pozbawionych kompletnie ogłady ku mnie wali, rycząc! Postękując no i sycząc. Tłuszcza sroga ta drobiowa chyba widzi we mnie wroga. Lęk ogarnia mnie i trwoga. Jezusiczku! Olaboga! Nie czekając sekund wiele moi drodzy przyjaciele zaskoczyłem dzicz szaloną swą taktyką już sprawdzoną. Pokazałem wrogom plecy by uniknąć większej hecy. Szybko wbiegłem na osiedle i myślałem, że im zbiegłem. Nie, śledziły mnie wytrwale. Nie poddałem się i dalej biegłem, aż do klatki. Wciąż tupały kurze łapki. Klucząc wokół wyszukałem starej rury skądś kawałek. Dostał jeden prosto w dziób. Padł i drugi niczym trup. Towarzystwo w dzikim wcale nie strofuje tu się wcale. Dziobią, drapią, powarkują. Toć klimatu nic nie czują. Gdy ostatni dostał w łeb byłbym pewnie cały zbiegł. Otóż w całym zamieszaniu i dokładnym bandy spraniu dałem się otoczyć hordom całym nie mniej groźnym i wspaniałym. Warcząc na mnie i gdakając przy czym całkiem zamierzając zmienić mnie w tłuczone mięso wyskoczyły tak tu gęsto, że deptałem je po głowach. A co chwile kura nowa mnie dziobała i drapała. Nie, krzyknąłem. Wała! Dziś nie przegram. Dziś tryumfuję. Moc ogromną w sobie czuję. Zbieram się i z siłą boga czuję już jak znika trwoga. Już nie szkoda spodni butów. Już nie mierzę, laczków, lutów, sierpów, ciosów, kopów, łatań. Już nie słyszę warków, sapań. Teraz oczy krwią zachodzą. Sam już nie wiem co mi robią ręce, a co nogi. Już dobiegam w bloku progi. Obwieszony jestem w kury. Wiszą mi na końcu rury. Klucz znajduję, drzwi otwieram. Jestem chyba już bezpieczny teraz. One drapią w drzwi skaczą. Lecz już tylko dziś zobaczą palec mój środkowy w górze. Nie daj wygrać nigdy kurze! Image:CC-BY-SA icon.svg cc-by-sa
|