| Attributes | Values |
|---|
| rdfs:label
| - Atta Troll (Heine, przekł. Urbański)/13
|
| rdfs:comment
| - W czarnej skał kotlinie drzemie toń; jeziora drzemią bezdnie. Smętnie w nich się przeglądają blade gwiazdy. Cisza. Noc. Cisza. Noc. Chlupocą wiosła. Jak pluszcząca tajemnica płynie łódź. Retmana rolę dwie objęły siostrzenice. Rączo prują nurty. W ciemni migną czasem gwiazd odbrzaskiem nagie, krępe ich ramiona, modre, duże łysną oczy. Przy mnie siedzi tuż Laskaro, blady, jak zazwyczaj, niemy. Wzdrygam się na samą myśl: może martwieć to, na prawdę? Sam ja chyba nieboszczykiem i w upiorów towarzystwie łódką zdążam, hen, ku zimnej, ku umarłych gdzieś krainie? To jezioro, nie ponurąż Styksu głębią? Miast Charona, azaż to nie Prozerpiny dostawiają mnie służebne? Nie. Nie zmarłem ja ci jeszcze i nie zgasłem. Wre mi w duszy, i kotłuje w niej, i żywym bucha ogniem życia płomię! Trzpiotki one, wiosł
|
| dcterms:subject
| |
| Tytuł
| |
| dbkwik:resource/JvmuHjXQYc_EMmq-yMXeWg==
| |
| dbkwik:resource/WglBShsp9V9mYtToH6YeZw==
| |
| dbkwik:resource/X7l0opWu667RHDeQudG4LA==
| |
| dbkwik:wiersze/pro...iPageUsesTemplate
| |
| Autor
| |
| abstract
| - W czarnej skał kotlinie drzemie toń; jeziora drzemią bezdnie. Smętnie w nich się przeglądają blade gwiazdy. Cisza. Noc. Cisza. Noc. Chlupocą wiosła. Jak pluszcząca tajemnica płynie łódź. Retmana rolę dwie objęły siostrzenice. Rączo prują nurty. W ciemni migną czasem gwiazd odbrzaskiem nagie, krępe ich ramiona, modre, duże łysną oczy. Przy mnie siedzi tuż Laskaro, blady, jak zazwyczaj, niemy. Wzdrygam się na samą myśl: może martwieć to, na prawdę? Sam ja chyba nieboszczykiem i w upiorów towarzystwie łódką zdążam, hen, ku zimnej, ku umarłych gdzieś krainie? To jezioro, nie ponurąż Styksu głębią? Miast Charona, azaż to nie Prozerpiny dostawiają mnie służebne? Nie. Nie zmarłem ja ci jeszcze i nie zgasłem. Wre mi w duszy, i kotłuje w niej, i żywym bucha ogniem życia płomię! Trzpiotki one, wiosłujące te dziewoje, co figlarnie rozpylonej wody deszczem opryskują mnie z chichotem, dziarskie, krępe te dziewuchy, zgoła to nie nocne mary - i nie piekieł to subretki z fraucymeru Prozerpiny! By więc w skok i namacalnie ziemska stwierdzić ich cielesność - by zarazem własnej mojej życia pełni złożyć dowód - do rumianych ich dołeczków chyżo przycisnąłem usta. Wielce stad rozsądny wniosek: kto całuje - ten i żyw. Już u brzegu, znów poczciwe wycmoktałem niebożęta - gdyż za przewóz żadnej innej nie przyjęły wręcz zapłaty.
|
| is dbkwik:resource/JvmuHjXQYc_EMmq-yMXeWg==
of | |
| is dbkwik:resource/X7l0opWu667RHDeQudG4LA==
of | |